Książka z gatunku „nieodkładalnych” – czytasz ciurkiem, przypalasz czajnik, zarywasz noc… A jeśli zdarzy się, że czytasz w klasie, pod pulpitem, to ryzykujesz uwagę do dzienniczka („Szanowni Państwo, Z przykrością donoszę, że syn czyta pod ławką i nie uważa na lekcji. Proszę o pilny kontakt…”.) Ech… Nie szkodzi. Naprawdę warto.
Chcesz przygody? Masz przygodę (dramatyczną). Chcesz skubnąć zaaplikowanej bezboleśnie wiedzy historycznej? Mówisz i masz! Chcesz wzruszyć się nad książką i siąknąć nosem? – Proszę bardzo!Chcesz wreszcie nabrać wiary w ludzi i uniwersalne dobro, które pokonuje przeciwności losu? – Szczygielski potrafi sprawić także i to.
Jego BOHATERKA (w obu znaczeniach tego słowa) na początku książki jest beztroską, trochę kapryśną dziewięciolatką. Dorasta na Kresach II Rzeczpospolitej, w rodzinie nadleśniczego, otoczona miłością i komfortem.
Nadchodzi wrzesień 1939 roku. Wybucha wojna. Radzieccy okupanci wysiedlają Polaków w głąb ZSRR. Antosia i jej mama znajdują się w transporcie na wschód. Podróż trwa wiele tygodni. Dziewczynka, samotna i zrozpaczona, dociera wraz z innymi wygnanymi na jałowy step, gdzie surowy klimat i wszechobecna bieda wystawiają ludzi na ciężką próbę. Zima trwa tu dziewięć miesięcy i zmusza ludzi do bezustannej walki o przetrwanie. Lalki Antosi idą w kąt, dziewczynka szybko dojrzewa metodą szokową i z dziecka zmienia się stopniowo w bystrą i bardzo dzielną nastolatkę. Doświadcza wielu traum, ale też niezwykłej dobroci, bezinteresowanej przyjaźni i solidarności, o którą niełatwo w tych skrajnie trudnych warunkach.
Jakkolwiek dziwnie to brzmi – „Antosia” jest po trosze rodzimą, przeniesioną w inny czas i klimat wersją bestsellerowej „Małej Księżniczki” – opowieścią o dziewczynce wyszarpniętej znienacka z luksusu i beztroski, która musi zmierzyć się z zupełnie obcym, brutalnym światem. Dobro i zło są w tym świecie bardziej jaskrawe, wyraziste. O porażce, lub wygranej „małej księżniczki” zadecyduje jej siła charakteru.